AUGUSTOWSKO-SUWALSKIE

TOWARZYSTWO NAUKOWE

Proszę chwilę zaczekać, ładuję stronę ...

  

  

Beata Wasilewska-Klamka

Inga Kuźma

  

Niematerialne dziedzictwo kulturowe Wigier i okolic.

Raport z badań terenowych * 

cz.2 z 2

  

  

  

Ad g/: Tunel i skarb

1. Wejście [do tunelu – I. K., B. W.-K.] od Rosochatego Rogu, a w klasztorze wejście owiane tajemnicą. (Mężczyzna, lat 46; z notatek studentów)

2. Mówią, że to wielki skarb jest pod Wigrami, w parkanie taki cement świeży i tam są podziemia. A spod Wigier do Płociczna pod jeziorem można wyjść było. Kameduli mieli ujście. I pod jeziorem, pod dnem jeziora prawdopodobnie. I co niektórzy próbowali tam iść i nie można – do pół się dojdzie, światła gasną jakiekolwiek mają. I dalej nie można, nikt nie szedł. Tam nie słyszałam, żeby ktoś wyszedł na drugą stronę. Co niektórzy próbowali się pod Wigry dostać. Bo tam są piwnice i są tunele. I nie wiadomo, skąd to się wzięło i tylko takie skarby tam są kamedulskie. Pokamedulskie skarby tam są i bali się, żeby tam kogoś nie zawaliło i zamurowali te wejścia. To wyjście awaryjne, że w razie jakiegoś napadu mogli oni sobie wyjść i to gdzieś w lesie – Płociczno w lesie. (Kobieta, lat 60)

3. „Ludzie mówili”, że jest podziemne przejście w stronę Suwałk, jednak rozmówca wątpił, żeby była to prawda. W istnienie skarbu również wątpił. Stwierdził jednak, że jeśli w ogóle był, to został wyniesiony przez „Ruskich”. (Mężczyzna, lat 55; z notatek studentów)

4. […] gadają, że tam w piwnicy, w piwnicach złoto, beczki złota, pod kościołem. (Mężczyzna, lat 50)

5. Cały ten kościół zbudowany był na piwnicach. Ale legenda głosi, że pod jeziorem jest kanał, co na drugą stronę na Cimochowiznę wychodzi. Babcia moja opowiadała, w czasach międzywojennych, że tam gdzieś kotłownia była. Co tam odkopywali, to jakieś drzwi były. Co tam robotnicy odkopią, to tam kurtka była. Podobno ksiądz powiedział, że to nie warto. I jeszcze słyszałem, jeszcze jak były działania wojenne w czternastym roku, to dziadek zamurowywał go [Biskupa Michała Karpowicza – I. K., B. W.-K.] On zabalsamowany leżał w trumnie. Niemcy posadzili go, babcia mi opowiadała, no i pierścień ściągnęli mu z palca. I jemu dali miotłę czy coś takiego. No i posadzili go w tej trumnie. Potem, po działaniach wojennych, dziadek go zamurował. Na polecenie księdza, księdza R. chyba. (Kobieta, lat 68)

6. W tajemnicy wybudowano ponoć także tunele biegnące pod jeziorem Wigry, którymi mnisi mieli „przemycać” swoje dobra w czasie, gdy coraz częściej chodziły słuchy o zlikwidowaniu klasztoru na tych terenach. Między innymi wyniesione zostały tamtędy cenne obrazy i inne dobra sakralne. Inne wersje wspominać mają, że owe dobra nadal leżą ukryte w tajemniczych tunelach, do których nikt obecnie nie ma dostępu. (Kobieta, lat 80–90)

7. Skarby pod tym klasztorem być mogły, ale chyba w czasie wojny zostały zrabowane, tam chyba Niemcy zrabowali co było, a to jest tajemnica, jeżeli tam coś było, to oni nie powiedzieli. Jakieś dzwony podobnież zatopione są gdzieś tam, w jeziorze, tam z tego kościoła. Z dzwonnicy, ale czy one zostały wyciągnięte, czy one do dziś tam gdzieś leżą, nie wiadomo, to jeszcze kamedułowie je zatopili przed tym, jak ich wyrzucili. Może tych dzwonów jest dwa, może i trzy. (Mężczyzna, lat 70–75)

  

Ad g. 1/: O poszukiwaniu skarbów

1. […] Około pięćdziesięciu lat temu kopałam tu, u księdza, kartofle, a rosły tutaj jak teraz są korty w Wigrach. Tam cała ta strona wschodnia była kiedyś w ruinie, tam były te cegły powykruszane. No, nas tam kopało dużo wtedy i to wtedy jeszcze motyką tak prosto z krzaczka się kopało. I wyszedł ksiądz tam, jak jest ta wieża zegarowa, tam te eremy i woła nas na obiad. I takie starsze panie, wówczas około siedemdziesięciu lat miały, motyki w rękach, no i tam zaczęły kopać, tam w tych rozwalonych cegłach, bo tam ponoć kareta złota miała być. No, nie wiem, może królewska. I w końcu ten ksiądz zdenerwował się, przyszedł i pogonił nas stamtąd. (Kobieta, lat 68)

  

Ad h/: Opowieści (nie tylko legendy czy podania) o budynkach klasztornych oraz o zapadaniu się klasztoru

1. „Chodzi” legenda, że klasztor się zapadnie, jak będzie tyle samo mężczyzn i kobiet. Takie przeklęcie niby kameduli złożyli, dlatego klasztor się zapada. (Kobieta, lat 60)

2. […] to była kupa gruzu, już po pierwszej wojnie światowej państwo to wszystko zrobiło. Odkopywali te gruzy i na tych starych fundamentach, na ile się to nadawało, to stawiali nowe mury. Zdjęcia widziałem, jak to wyglądało po pierwszej wojnie i po drugiej wojnie. Już trudno mi teraz powiedzieć, czy to w książkach było, czy gdzieś na jakichś wystawach, w muzeum suwalskim sporo było na ten temat. W każdym razie pół kościoła stało, najwyżej bez wieży. Już po drugiej wojnie troszkę więcej tego zostało. Po pierwszej wojnie odbudowali tylko kościół, a klasztor już nie. To chyba działali państwowi. To było od czasów, jak tu Prusacy opuścili, jak ci zakonnicy stąd poszli, to rzeczywiście niszczało. W klasztorze nic tutaj się nie działo. Kościół był nadal parafią, ale klasztor był opuszczony. I to niszczało, także z tych eremów niewiele było. To była typowa ruina. (Mężczyzna, lat 70)

3. […] lata przedwojenne to trudno mi coś wiedzieć, a później wojna, to zniszczony kościół był. [Zniszczył – I. K., B. W.-K.] Niemiec i Ruski. Niemcy siedzieli na wieży i strzelali do Ruskich, a te altyleryje postawili, Stalin pozwolił i w kościół walnęli. Tragedia była [później – I. K., B. W.-K.], państwo odbudowywało, bo to zabytkowy kościół. Bo przy dekowaniu posadzki i w ogóle, to jeszcze pomagali ludzie, parę złotych zarabiali. (Kobieta, lat 68)

  

Ad i/: Wspomnienia o Wiktorze Winikajtisie 7

1. Powiedział, że Winikajtis był ostatnim kamedułą, mieszkał w klasztorze i zmarł około 5 lat temu. Zapytany, co tutaj robił Winikajtis, odpowiedział, że opowiadał i oprowadzał po zakonie. (Mężczyzna, lat 55; z notatek studentów)

2. Pustelnik go nazywaliśmy. Taki ostatni kameduł, samotny był, nieżonaty, kawaler. On to legendy mówił. Nie był Polakiem, gdzieś zza Sejn był, gdzieś tam Litwa, okolice. Jego mowa taka była. Ale bardzo fajny był i biedny. Mieszkał w klasztorze. Jak tam się wchodzi, to po lewej stronie taka, taka, ja nie wiem jak to się nazywa, już tego tam nie ma. Właśnie tam mieszkał samotny. Ale miał ręce do roboty, malował ładnie, malował księdzu. (Kobieta, lat 75)

3. Bardzo dużo czytał o kamedułach, on wszystkie te wycieczki oprowadzał. Zmarł w Sylwestra. Zawsze msza św. jest na Sylwestra. Pan Wiktor nazywaliśmy, był bardzo fajny, inteligentny. On dużo wiedział. Nie był żonaty, bardzo małą miał rodzinę tam, za Sejnami. To potem tu, w Wigrach, pochowaliśmy. Mieszkał w klasztorze tam, gdzie recepcja. Tam miał łóżko takie. Jeść to przeważnie z księdzem, gospodyni pomagał. Bardzo inteligentny gość był ten pan. To on to prawdziwie mówił. (Mężczyzna, lat 70)

  

  

Komentarz etnograficzny

  

Badania prowadzone w społecznościach lokalnych regionu wigierskiego dotyczyły tzw. małej tradycji. Pojęcie to – jak i dopełniającą je „wielką tradycję” – spopularyzował Robert Redfield 8. Według niego „wielka tradycja” opracowywana jest na uczelniach, w akademiach, świątyniach zaś „mała tradycja” tworzy się „sama”, to jest nieświadomie; nie jest wpisana w żaden odgórny program polityczny, powstaje „mimowolnie” – w trakcie życia codziennego. „Mała tradycja” powstaje w małych społecznościach lokalnych, począwszy od rodziny, sąsiedztwa, parafii itd. Jednak to właśnie rodziny mają w jej tworzeniu i przekazie najwięcej do powiedzenia, gdyż wychowując dzieci, kształtują je także w tym wymiarze. Poprzez więzi emocjonalne, młode pokolenie przyswaja „małą tradycję” jako własną i ważną. Przekaz ten może przybrać formę legend i podań, które zbieraliśmy w trakcie badań. Przez specjalistów traktowane są one jako wiarygodne źródła wiedzy historycznej – stanowią rodzaj kroniki, która składa się z faktów, wydarzeń z przeszłości, wątków czerpanych z dawnych zwyczajów, wierzeń i motywów folklorystycznych. Na zawartość legend i podań składają się elementy fikcyjne oraz rzeczywiste. Te ostatnie poddawane są interpretacji oddolnej, czyli wyjaśniane według założeń miejscowej kultury.

Legendy i podania są najstarszymi formami literatury, oddziałują silnie na wyobraźnię, ukazują inność i niezwykłość znanych realiów. W języku potocznym często są używane zamiennie, choć nie są tym samym. Legenda to zatem „opowiadanie epickie o charakterze moralizatorskim, w którym dominuje fantastyka (również religijna). Za charakterem moralizatorskim przemawia jej wyraźna konstrukcja dwuczłonowa, reprezentowana typem dobrych i złych uczynków” 9. Podanie jest natomiast wyraźnie zlokalizowane, przywiązane do miejscowości lub postaci, posiada też element cudowności (podobnie, jak legenda czy baśń), ale w odczuciu opowiadającego jest rzeczywistością. Podania łączą się najczęściej z osadami, wioskami, miastami i tłumaczą ich początek. Można podzielić je na:

1. historyczne – osnute wokół rzeczywistych zdarzeń, które miały miejsce w prze- szłości. Stanowią ludową, oddolną interpretację sensu i znaczenia także przebiegu takich wydarzeń;

2. lokalne – związane ściśle z określonym miejscem, z konkretną osobą, z wydarzeniem znanym w danym miejscu. Do tego rodzaju podań zalicza się ajtiologiczne, czyli mówiące o początkach miejsca, na przykład skąd wzięło się specyficzne ukształtowanie terenu, miejscowa nazwa itp., zwierzę itp.;

3. wierzeniowe – opowiadają o wierzeniach miejscowych (trudne do odróżnienia od po- dań ludowych).

Ponieważ podanie (w odróżnieniu od legendy) zawsze zawiera element związany z określonym terenem, fragmentem pejzażu, ludźmi, z określonym czasem, można je traktować jako czynnik kształtujący więzi z przeszłością, ale też zakotwiczający ojczyznę ideologiczną w ojczyźnie prywatnej. Jeśli na przykład postacie znane z historii narodowej, ponadlokalnej, występują w miejscowych podaniach, to wytwarza się w ten sposób przekonanie o lokalnych, konkretnych nawiązaniach do oficjalnej warstwy kultury i toż- samości ogólnonarodowej.

W zebranych wywiadach mamy do czynienia zarówno z elementami gatunkowymi legendy, jak i z podanymi powyżej odmianami podań. W trakcie badań mieliśmy okazję uchwycenia dynamiki „małej tradycji” wśród mieszkańców badanego obszaru. Zebrany przez nas materiał jest efektem funkcjonowania i trwania kultury tradycyjnej z wszystkimi jej konsekwencjami, ale także rejestruje jej zanik i pozwala prześledzić (w tym konkretnym przypadku) dalsze losy dziedzictwa niematerialnego regionu oraz jego zmiany.

„Kultura tradycyjna” oznacza zasoby kulturowe przekazywane głównie drogą ustną. Przez „tradycję” rozumiemy w zasadzie wszelką spuściznę kulturową, którą ustępujące generacje przekazują kolejnym pokoleniom. Spuścizna kulturowa przekazywana jest między innymi za pomocą mowy w bezpośredniej rozmowie. Ważnym skutkiem ustnego przekazywania kultury było powolne zanikanie pamięci o dawnych wytworach. Nowe zdobycze techniczne, nowe zwyczaje, pieśni wypierały często stare, które ulegały bezpowrotnemu zanikowi. Opieranie się wyłącznie na pamięci utrudniało dokładne utrzymywanie się pierwowzorów. Zmiany, które w nich następowały, wynikały z efektów, jakie wywołuje pamięć i z indywidualnych dodatków, przeistoczeń. W społeczności, która opierała swą kulturę przede wszystkim na tradycji ustnej, pamięć przeszłości miała w zasadzie charakter lokalny. Poza momentami topograficznymi (granice wsi, ról) dotyczyła ona głównie wydarzeń, które ze względu na ich niezwykłość i skutki zostawiły w przeżyciach ludzi głębokie ślady. W grę wchodziły przede wszystkim wydarzenia związane z żywotnymi sprawami egzystencji danej ludności, a więc klęski żywiołowe, wojny itp.

Przytoczone wyżej opowieści, uzyskane podczas rozmów z mieszkańcami okolic Wigier, to w większości przypadków podania lokalne (stosując klasyfikację Doroty Simonides), odwołują się bowiem w narracji do miejscowej przyrody i elementów architektonicznych. Stanowią jednak zarazem podtyp ajtiologiczny, ponieważ odnajdujemy w nich egzegezę powstawania składników lokalnego świata natury i kultury. Na przykład, podanie o pocho- dzeniu nazwy Wigry odwołuje się do ludowej etymologii miejscowej nazwy „Wigry”, ponieważ ktoś kiedyś „wygrał” ten kawałek ziemi (w tym przypadku, etymologia ta ma korzenie wręcz onomatopeiczne).

Wyjaśnienie pochodzenia charakterystycznego ukształtowania terenu poznajemy z innych przytoczonych podań: półwysep został usypany rękami włościan na wyraźne polecenie zakonników, a jezioro Kopane i góra Sypana, to efekt pracy diabła zawiedzionego wymknięciem się z ognia piekielnego brata Barnaby (wściekłość wyzwoliła w czarcie taką energię, że był w stanie wykopać jezioro i usypać górę). Silne wiatry wiejące nad jeziorem Wigry w święto Bożego ciała, zgodnie z podaniem o siei, są pamiątką po locie diabła z rybą nad jeziorem i wywołanym wtedy wichrem. Podanie to tłumaczy ponadto pochodzenie siei i wyjaśnia jej charakterystyczny wygląd. Kolejne podanie ajtiologiczne dotyczy kolumny usytuowanej niedaleko klasztoru, na terenie wsi Wigry. Powstanie jej wiąże się z karą za namiętność między kobietą i mężczyzną.

W wypowiedziach babć i dziadków dzisiejszych 50-latków przywoływano głównie negatywną reputację zakonników. Według rozmówców, wynikała ona z surowego traktowania chłopów pracujących ponad siły przy odrabianiu pańszczyzny na rzecz zakonu oraz częstych kar nakładanych na nieposłusznych włościan. Natomiast wygnanie kamedułów z ich dóbr przyjmuje postać podania ajtiologicznego, tłumaczy bowiem ślady wyryte w postaci rowu między Wigrami a Magdalenowem, który powstał w trakcie opuszczenia klasztoru przez zakonników na kolanach.

Liczne warianty niektórych podań są konsekwencją sposobu ich funkcjonowania w spo- łecznościach lokalnych. Jak podawałyśmy powyżej charakteryzując przekaz w kulturze tradycyjnej, opieranie się na pamięci w upowszechnianiu narracji, powodowało liczne modyfikacje pewnych wątków lub występowanie jednych, a pomijanie innych. Stąd wygląd zewnętrzny ryby siei, zwanej „szatańską rybą”, ma związek ze sposobem, w jaki była „transportowana” przez czarta. W każdym podaniu diabeł zostawia inny ślad swojego uczestnictwa w tym wydarzeniu: ryba posiada czerwone oko, ponieważ diabeł wrzucił ją w jezioro trzymając właśnie za jedno oko; pręgi na jej grzbiecie, to ślad po widłach, na których była niesiona; czerwony bok raz wyjaśniany jest przez ściśnięcie go przez szatana, a w następnej opowieści zawdzięcza ten kolor jedynie dotknięciu przez diabła; charakterystyczne wgłębienia w ciele ryby, „z jednej strony cztery [dziurki], z drugiej jedna”, to pozostałość po szatańskich szponach.

Podobne modyfikacje, będące wynikiem pamięci, widoczne są w podaniach o kolumnie usytuowanej w pobliżu klasztoru. Każda z wersji w inny sposób określa postaci, które miały być w niej zamurowane. W jednej była to kobieta, w następnej kameduła. W kolejnych pojawiają się postaci zamurowanych kochanków: mnicha i kobiety, czy też kowala z żoną. W większości opowieści zakochanym mężczyzną miał być zakonnik, który złamał śluby czystości i za karę został zamurowany sam lub też ze współwinną niechlubnego czynu kobietą.

Zabudowania klasztorne znacznie ucierpiały w czasie działań wojennych. Opowieści o linii frontu przebiegającej przez Wigry podczas II wojny światowej często przytaczane były spontanicznie przez rozmówców. To również efekt właściwości ustnej tradycji lokalnej wspólnoty, której pamięć jest szczególnie wrażliwa na wydarzenia odciskające głębokie ślady w biografii ludzi czy całych społeczności.

Przełom XIX i XX wieku był czasem załamywania się kultury tradycyjnej, ale dopiero po II wojnie światowej, w wyniku przeobrażeń społecznych, gospodarczych i ustrojowych, nastąpiła zamiana ról – młodzi stali się w pewnej mierze wychowawcami starych. Tradycja ustna uległa załamaniu10. Transmisja poglądów i tradycji w tekstach pisanych prowadzi w pewnym stopniu do wzrostu precyzji, jest trwalsza i przede wszystkim sprawdzalna. Wykazuje się tendencją do uszczegółowienia niektórych poglądów11.

Nasze badania pokazały dalsze konsekwencje tych zmian, a zwłaszcza uświadomiły wielką wagę „wtórnego” obiegu kulturowego – wydawnictw regionalnych popularyzujących wiedzę na temat kultury lokalnej, wydawnictw szkolnych, edukacyjnych, turystycznych, druków ulotnych itp. Posługują się one utrwalonym już i dość szczegółowym repertuarem wątków, wyrażeń, anegdot i opowieści, zebranych przez ich autorów od depozytariuszy kultury lokalnej.

Po opracowaniu, nadaniu im formy literackiej lub zapisaniu w gwarze, służą one jako formalna i nieformalna pomoc w edukacji regionalnej (także osób dorosłych, które sięgają po nie z ciekawości12). W tej postaci trafiają do członków kultury miejscowej, z której zawarte w nich opowieści wyszły i zasiliły oficjalną kulturę literacką, wracając następnie – za jej pośrednictwem – do źródeł. Ponieważ bezpośredni przekaz tradycji ustnej zamarł (tylko starsi rozmówcy pamiętali jeszcze taką praktykę), publikacje wypełniły jego miejsce. Stąd bierze się występująca obecnie powtarzalność wątków i niewielka oddolna inicjatywa w tworzeniu kolejnych. co najważniejsze, wyczerpał się też impuls w tworzeniu nowych wariantów opowieści, ponieważ miejsce i grupa, które dawniej dostarczały wyobraźni tak bogatej pożywki (klasztor i zakonnicy), w wieku XX wyabstrahowały się z oddolnego obiegu kultury stając się materiałem do wystaw, albumów, kalendarzy i książek. Regularnie powtarzający się wątek kamedułów – „gnębicieli ludu” – przekazuje natomiast zarówno skrót myślowy, wyrosły na podstawie zapamiętanych faktów z odległej przeszłości, jak i zbitkę treści propagandowych z minionej epoki (socjalistycznej), a także charakterystyczne dla światopoglądu ludowego przekonanie o niższości tego typu kultury oraz społeczno-ekonomicznym „fatum” ciążącym nad wsią w ogóle.

Wypowiedzi naszych rozmówców potwierdzają hipotezę o współczesnym zaniku ustnego – „naturalnego” obiegu kulturowego (jak wynikało z kilku wypowiedzi; wyjątkiem był Wiktor Winikajtis). Niżej przytaczamy kilka wybranych cytatów ilustrujących ten stan rzeczy:

1. Opowiadał mu stare legendy dziadek, dawniej we wsi był tylko jeden telewizor, starsi ludzie i dzieci zbierali się i wtedy starsi opowiadali młodszym różne rzeczy. (Mężczyzna, lat 46; z notatek studentów)

2. Znała historię o kamedułach, ale nie miała czasu rozmawiać. Teraz już się o tym nie mówi, ale kiedyś, gdy była młodsza i nie było telewizji, starsi ludzie spotykali się i rozmawiali o tym, opowiadali te historie dzieciom, jak np. jej babcia. (Kobieta, lat ok. 65; z notatek studentów)

3. Ludzie często odsyłali nas do starszych ludzi, jako do tych, od których coś słyszeli, nawet jeśli sami nie chcieli rozmawiać. Mówili, że teraz już się o tym nie rozmawia, ale kiedyś, kiedy jeszcze nie było telewizorów, często. Wspominali, że kiedyś to była ich parafia i wtedy ludzie mieli większy kontakt z klasztorem – więcej wiedzieli, słyszeli historie od ludzi zamieszkałych bliżej Wigier, chodzili tam do kościoła. (Różne wypowiedzi zebrane na drodze w Tobołowie – z notatek studentów)

4. Ma wiadomości z jakiejś książeczki, nie wie, gdzie ona jest i jaki ma tytuł. Przekazu we-dług niej nie ma od starych do młodych. Kiedyś gdzieś spotkania były, zawsze starzy coś opowiadali jak to było czy o czasach wojennych. Teraz już tego nie ma. (Kobieta, lat ok. 60; z notatek studentów)

5. Stwierdził, że nie pamięta takich historii i najlepsi do tego są starsi ludzie. Jednak zapytany, czy starsi przekazują historię następnym pokoleniom, odpowiedział, że nikt tego raczej nie robi, a opowieści idą w zapomnienie. Zapytany skąd on, w takim razie, ma informacje, odpowiedział, że to różnie się słyszy, to tu, to tam. (Mężczyzna, lat 55; z notatek studentów)

6. Informacje czerpał z tablic w klasztorze [informacyjnych], z książek, nie pamięta jakich. (Mężczyzna, lat ok. 50; z notatek studentów)

7. […] przeważnie tam przekaz ze starszych pokoleń. A później, jak syn się uczył, z tego tytułu, że bardzo lubiłam bardzo dużo czytać i po prostu interesowałam się tym troszkę, jak on się uczył, no i tak po prostu troszkę zostało tego. […] Samemu źle człowiekowi, bo kiedyś jeszcze na wsiach to było tak zwane życie towarzyskie. Sąsiedzi spotykali się. Nie było telewizorów, radia, jedni do drugich przychodzili. A wieczory zimowe, jakie były przepiękne bajkiaż dzieciom skóry cierpły, włosy dęba stawały. Sąsiedzi byli zżyci, a dzisiaj jak się zajdzie do sąsiada, to zrobi oczy duże i spyta, co się stało albo czego przyszedł. I taka jest prawda. (Kobieta, lat 68)

8. Wiele historii znała z opowieści dziadków, których oni sami byli świadkami bądź znali z opowieści swoich przodków. (Kobieta, lat 80–90; z notatek studentów)

9. [Wie pewne rzeczy – I. K., B. W.-K.] od ludzi starszych, starszych ludzi. (Kobieta lat 80)

10. Tu, w Wigrach, był taki jeden powieściopisarz, gawędziarz i dawno nie żyje. Nie pamiętam, jak on miał13. To on nieraz z dziada pradziada, tak jeden drugiemu przekazywał. I nie było jak teraz, ani radia ani telewizora. Jeszcze za mojej młodości nie było światła. To wieczorami ludzie się schodzili. Jeden drugiemu takie bajki opowiadał. Ja nawet takie książki miałem. Wieczorami przy lampach, jak matka przędła len. Teraz nikt do nikogo nie chodzi. Nawet po sąsiedzku się nie odwiedzamy. [Legendy] to bajka była. Słuchać można było parę razy. Słuchać jak opowiadali. Ciekawe było, jak to było. Nasze dzieci, moje dzieci nie interesują się tak. Ich ciekawi co innego. (Mężczyzna, lat 75)

Na podstawie dodatkowych rozmów (przeprowadzanych na marginesie głównego nurtu spotkań) można stwierdzić, że ten rodzaj dziedzictwa związanego z kulturą ustną, wyobraźnią, warstwą wierzeniowo-fantastyczną jest (oraz był od wielu dziesięcioleci) czymś istotnym i wartościowym dla lokalnych animatorów kultury oraz intelektualistów, których nazwać można „kuratorami” kultury lokalnej. W tym miejscu nasuwa się jednak pytanie: czy ten rodzaj dziedzictwa jest również istotny dla ludzi poddawanych działaniom animatorów i objętych ich akcjami, do których organizacji wykorzystują wiedzę społeczności lokalnej – wiedzę potoczną „zwykłych ludzi”? Owi „zwykli ludzie” są tzw. „rezerwuarem kultury lokalnej”, ale to, że o niej zapominają (co naturalne), że przestają przywiązywać wagę do jej niektórych elementów, jest traktowane często przez „kuratorów” kultury jako strata, a w naszym podejściu do przeszłości, ubytek w pamięci to niemal odpowiednik choroby.

Animatorzy, poprzez działania edukacyjne, warsztatowe i imprezy, wprowadzają na powrót w obieg kultury lokalnej dawne jej treści. W części są to jednak osoby przybyłe z zewnątrz lub jeśli wywodzą się ze społeczności lokalnej, kierunek ich działań i cele wypychają ich często poza jej granice. To zrozumiałe – wyrastają niejako ponad i poza nią, by ją reprezentować, odtwarzać jej zasoby, przywracać je pamięci (ponadlokalnej i lokalnej). Zadania stojące przed grupą „kuratorów” kultury lokalnej są szczególnie istotne w dobie globalizacji. Na uwagę zasługują m.in. działania pracowników Domu Pracy Twórczej. Od 2004 roku, zawsze na przełomie września i października organizują oni Święto Siei. Bezpośrednie nawiązanie do opowieści o pojawieniu się tej ryby w jeziorze Wigry stało się okazją do lepszego poznania lokalnego środowiska przyrodniczego, specyfiki rybołówstwa śródlądowego oraz promocji. Organizacja święta przyczyniła się też do aktywizacji instytucji z tego terenu, a tym samym promowała wartości lokalne wśród kolejnych pokoleń mieszkańców regionu. Z Domem Pracy Twórczej w Wigrach współpracowali m.in.: pracownicy Wigierskiego Parku Narodowego, Muzeum im. Marii Konopnickiej w Suwałkach, Młodzieżowego Domu Kultury w Suwałkach, młodzież i nauczyciele ze szkół podstawowych ze Starego Folwarku, Mikołajewa i Maćkowej Rudy. W 2005 roku do grona organizatorów dołączyła Izba Gospodarcza Rynków Wschodnich z Suwałk. Przykład ten, obrazujący aktywną rolę instytucji kulturalnych istniejących na poziomie państwa (muzeów, mediów publicznych, instytucji zarządzania kulturą), może uzmysłowić ich rolę w neutralizowaniu wpływu (czy przedefiniowaniu) treści, przekazywanych skutkiem „globalnych kulturowych przepływów”14.

  

  

Zakończenie

  

Antropolog kultury ma świadomość, że w zasadzie każdą wiedzę można podzielić na „wiedzę lokalną” i „wiedzę antropologiczną”. Pierwsza z nich jest wiedzą wewnątrzkulturową, którą każdy z nas ma, jest w nią wyposażany na drodze akulturacji i socjalizacji. Z tego powodu każdy z nas jest człowiekiem określonej kultury (religijnej, językowej itp.). Drugi rodzaj wiedzy to „wiedza antropologiczna”, a ludzie w nią wyposażeni – nabywający ją świadomie, na drodze analizy treści „wiedzy lokalnej” – potrafią wskazać korzenie swojej kultury, dyskutować o nich, reinterpretować je oraz dokonywać w nich zmian. Dzięki temu, część z nas staje się ludźmi dokonującymi wyborów, mającymi świadomość tego, kim są, skąd się wzięli i dokąd chcą zmierzać.

Proponowany przez antropologię kulturową opis podziału rodzajów wiedzy15 ma nam posłużyć jako paralela do określenia obecnej sytuacji, w której znajduje się coraz większa liczba społeczności lokalnych. Jak pan Jourdin z komedii Moliera Mieszczanin szlachcicem, dowiadują się, że „mówią prozą”, którą posługiwali się całe życie, lecz nie mieli tego świadomości. Znaczy to, że coraz mniej z nas żyje własną kulturą w codziennej egzystencji – praktykuje ją w sposób nieuświadamiany, a coraz bardziej jest ona „przeżywana”. Uczymy się jej źródeł, coraz częściej komponujemy z nich własne światy. Z jej dziedzictwa wybieramy określoną tradycję lub tworzymy własną. Dokonujemy tego kierując się różnymi motywacjami i intencjami.

Zasób kultury lokalnej oraz zawartość pamięci jednostkowej i zbiorowej (które przenikają się), jest „zadaniem”, niemal rodzajem twórczości, którą współczesna kultura zadaje do wykonania „zwykłym ludziom”. Tym charakteryzuje się zarówno glokalizacja, jak i proces „wynajdywania” tradycji16, któremu poddane są coraz większe połacie naszej aktywności społeczno-kulturowej.

Podobne zjawisko występuje na badanym terenie: tradycyjny obieg kultury i przekaz zostały przerwane. To także efekt urbanizacji z okresu PRL, postrzegania wsi i kultury wiejskiej przez obecnych 60-latków jako synonimu zacofania, a także pojawienia się ambicji związanych z miastem – symbolem awansu (wychodzi tu być może na jaw skuteczność propagandy „sukcesu” PRL). Przy obecnej potrzebie powrotu do korzeni, swojskości i szukania oparcia w źródłach, brak ciągłości tradycyjnego przekazu wywołuje konieczność opracowania nowej drogi. celem pracy animacyjnej i „kuratorskiej” byłoby zatem wprowadzenie do kultury (a właściwym adresatem jest najmłodsze pokolenie) zapominanych i odrzucanych treści. Odrestaurowanie zaplecza kulturowego, odideologizowanie go w pewien sposób, choć współczesnym działaniom przyświeca również ideologia „autentyczności”. cechuje się ona jednak samoświadomością, ponieważ tamtejsi „kuratorzy” kultury lokalnej wiedzą, iż wybór tylko wtedy może być (względnie) wolny, jeśli znamy i rozumiemy to, co chcemy zinterioryzować bądź odrzucić.

 

 

 


 

do spisu treści

następny artykuł