AUGUSTOWSKO-SUWALSKIE

TOWARZYSTWO NAUKOWE

 

Proszę chwilę zaczekać, ładuję stronę ...

  

  

RECENZJE                                                                            cz. 2 z 2

  

Ryszard Wysocki

Prawdy nie można ominąć, od zbrodni nie można uciec.

Czas walk partyzanckich na Suwalszczyźnie 1939–1947

Suwałki: nakładem autora, 2004. – s. 127

  

  

Książka składa się ze wstępu, dwóch rozdziałów opisowych, jednego rozdziału przedstawiającego relacje świadków i wkładki zawierającej zdjęcia i fotokopie dokumentów. Wydana została w Suwałkach, przy pomocy czworga sponsorów w nakładzie ok. 200 egzemplarzy (wkrótce ma się ukazać drugie wydanie), przedmową opatrzył ją dr hab. Paweł Szuszczyński i to właściwie jest wszystko, co powinienem o tej pozycji napisać. Zakładam jednak, że oprócz historyków, pasjonatów tematu i rodzin osób opisanych w książce, może przeczytać ją ktoś, kto chciałby poznać dzieje Suwalszczyzny, krainy pięknej i ciekawej pod każdym względem. A nie jest to dobre źródło.

Jest to zaskakująca praca. Dziwi przyjęta przez autora konwencja „beletryzowanych relacji”, poprzedzonych wstępem o silnym ładunku emocjonalnym i dwoma, wręcz porażającymi rozdziałami „naukowymi”. Dziwi także słaby warsztat literacki i naukowy (mimo pomocy merytorycznej i metodologicznej dr. hab. Pawła Szuszczyńskiego, emeryta Akademii Sztabu Generalnego Wojska Polskiego im. gen. Karola Świerczewskiego i, co niezbyt pochlebne dla tej uczelni, czynnego pracownika naukowego Politechniki Białostockiej 1). Kompletny brak przypisów nie pozwala na weryfikację informacji podawanych przez autora. Chaotyczny, żeby nie powiedzieć przypadkowy, dobór literatury źródłowej sprawia wrażenie, iż autor najpierw opisał swój punkt widzenia historii świata i Polski, a dopiero potem dobrał źródła, zresztą chyba też przypadkowo. Niezgodna z tytułem jest też treść dużych fragmentów książki. Wyróżnia ją także kompletna nieznajomość dziejów Suwalszczyzny i Pojezierza Augustowskiego, a również co najmniej słaba znajomość historii w ogóle. Do tego dodać należy nieprzypadkowy i tendencyjny, moim zdaniem, dobór relantów – w przeważającej części osób, których, jak można się domyślać, bliscy doznali krzywd ze strony podziemia niepodległościowego. Najdziwniejsze jest jednak to, że p. Wysocki pozwala sobie, operując językiem „literatów” o ubeckiej proweniencji, na szkalowanie dobrego imienia żołnierzy Rzeczypospolitej Polskiej. Zgodnie z komunistycznym (a i hitlerowskim), utrwalanym przez lata wzorcem, nazywa ich „bandytami”, przy jednoczesnym bezkrytycznym, a momentami życzliwym podejściu do Sowietów i ich polskich współpracowników. To regresywne rozumienie historii. Poniżej postaram się dokonać analizy rozdziałów tej pracy i odnieść się do niektórych informacji, zawartych w poszczególnych relacjach.

  

Wstęp

  

W krótkim wstępie autor chce przybliżyć cele, które mu przyświecały przy tworzeniu książki. Pisze (s. 6.) więc: „Obecnie, w województwie podlaskim niewiele robi się, aby obiektywnie, bez emocji i podtekstów politycznych, ukazać wydarzenia, które miały miejsce podczas II Wojny Światowej i w czasie okupacji niemieckiej”, i dalej na tejże stronie: „W ocenie wydarzeń historycznych było i nadal jest tak, że fakty i przeżycia ludzi przedstawiane są w sposób odpowiadający przekonaniom politycznym historyków. Większość z nich tworzy historię dla potrzeb ekip rządzących i to właśnie uważam za poważny błąd”. Powyższe słowa sugerować mają, iż autor – kierując się chęcią odkrycia prawdy obiektywnej i niezłomnymi zasadami moralnymi – chce przedstawić prawdziwą historię regionu. Historię ludzi prostych, a nie polityków. To piękna idea, lecz w wypadku p. Wysockiego chodzi o coś zupełnie innego, o zdyskredytowanie historyków nieskompromitowanych matactwami i wypaczaniem historii w czasach PRL.

Kolejnym celem książki jest, według autora, obnażenie i napiętnowanie ludzi złych, przestępców dokonujących zbrodni na współobywatelach, słowem zwykłych bandytów. Autor na stronach 6. i 7. pisze: „Są w niej także fragmenty o grupach zwykłych bandytów, którym nie zależało na budowaniu kraju, poszanowaniu prawa i godności ludzkiej. Oni zabijali dla samej tylko przyjemności, bez dowodów, sądów, czy choćby sprawdzenia wydumanych przez siebie zarzutów. Niektórzy z tych oprawców nie ponieśli żadnej kary. Obecnie otrzymują wysokie emerytury, są często uznani za zasłużonych kombatantów. W rzeczywistości mają ręce splamione krwią niewinnych ludzi. Niniejsza książka ukazuje o nich rzeczywistą prawdę”.

Poza ostatnim zdaniem, które jest z gruntu fałszywe, byłbym skłonny podpisać się pod słowami p. Wysockiego, gdyby pisał on o funkcjonariuszach UB, prokuratorach i sędziach wojskowych z lat 1944–1956, pospolitych bandytach (także tych, którzy należeli do AK, AKO, WiN) czy zwerbowanych do współpracy z bezpieką byłych żołnierzach podziemia. Nie można jednak w tej pracy znaleźć nic na temat choćby okrytych szczególnie złą sławą funkcjonariuszach PUBP Augustów: Janie Szostaku 2, Kazimierzu Felczaku 3 czy Mirosławie Milewskim 4 ani też o ich kolegach z PUBP w Suwałkach – Mieczysławie Strzyżykowskim 5 czy Aleksandrze Omiljanowiczu. Nie pisze też p. Wysocki o Włodzimierzu Ostapowiczu 6, znanym też na Białostocczyźnie jako „sędzia-śmierć”, ani o inspirowanych przez funkcjonariuszy bezpieczeństwa agentach-mordercach, Mieczysławie Pawlukowskim 7 czy Wacławie Snarskim 8.

Kim są więc opisywani, choć nie wymienieni z nazwiska bandyci? Dlaczego autor nie podał ich nazwisk? To żołnierze AK, AKO, WiN oraz ich współpracownicy. Przytoczenie ich danych spowodowałoby zapewne konieczność stawienia się p. Wysockiego w sądzie i tłumaczenia się ze stawianych partyzantom zarzutów. Zastosowana przez autora metoda, choć nosi znamiona pomówienia, jest dla niego bezpieczna, pozwala zaś boleśnie i skutecznie uderzać we wroga. Wytykanie praw i odszkodowań, które wolna i suwerenna Rzeczpospolita przyznała w uznaniu zasług i z tytułu doznanych krzywd, wpisuje się natomiast w tezę o „bandyckich rentach”, głoszoną przez pozbawionych takowych uprawnień byłych funkcjonariuszy komunistycznego aparatu represji i zwykłych, zawistnych ludzi. Należy to uznać za wyjątkowo niesmaczne działanie, nieprzystające humanistom i ludziom wykształconym.

Zjawisko bandytyzmu podczas II wojny światowej i po jej zakończeniu, tak jak w całym kraju, występowało oczywiście również na terenach Suwalszczyzny i Pojezierza Augustowskiego. Było spowodowane ogromną biedą, rozluźnieniem norm moralnych i obyczajowych, powszechną dostępnością broni palnej i dużym poczuciem bezkarności. Bandytyzmem parali się dezerterzy i maruderzy armii niemieckiej i sowieckiej, zwykli mieszkańcy wsi i miast oraz część żołnierzy konspiracji. Zwalczanie zjawiska po zakończeniu działań wojennych, przy słabym zainteresowaniu milicji i biernej postawie UB, spoczywało głównie na barkach podziemia, które czyniło to, o czym zdaje się zapominać p. Wysocki, w sposób dosyć skuteczny 9.

  

Rozdział I

  

Liczący półtorej strony rozdział „Sytuacja polityczno-ekonomiczna w Polsce i na terenie Suwalszczyzny w okresie międzywojennym” zawiera błędy i uogólnienia, które mogą powodować u czytelnika nieznającego realiów dwudziestolecia międzywojennego, fałszywe postrzeganie obrazu Polski i świata w tym okresie. Już pierwsze zdanie (s. 8.), „Okres 1918–1939 i w Polsce i na świecie, to lata wielkiego kryzysu ekonomicznego”, jest oczywiście nieprawdziwe. Wystarczy zajrzeć do internetowej „Wikipedii” (choć nie jest to źródło naukowe), by dowiedzieć się, że ramy czasowe krachu giełdowego i jego ekonomicznych następstw, zwane powszechnie „Wielkim Kryzysem”, są zupełnie inne, a czas między pierwszą a drugą wojną światową (z wyłączeniem czasu kryzysu, o którym powyżej) należy raczej uznać za okres dużego rozwoju gospodarki i ekonomiki światowej.

Na tej samej stronie czytamy: „( ...) słaby rząd, skłócony wewnętrznie, nie mógł poradzić sobie z nawarstwiającymi się problemami. Brak strukturalnych rozwiązań w gospodarce spowodował jej zastój. Niedobór środków finansowych, w tym dewiz, doprowadził do tego, że kryzys światowy dotknął nas bardzo boleśnie. Ojczyzna nasza ze względu na zaniedbania ekonomiczne, nie liczyła się ani na świecie, ani w Europie pod względem przemysłowym, gospodarczym, politycznym i kulturalnym”. Nie wiadomo, o który rząd II RP autorowi chodzi, bo było ich trzydzieści. Jeżeli jest to uogólnienie i opinia ma dotyczyć wszystkich rządów, to wpisuje się w propagandę Polski Ludowej, która negowała wszystkie dokonania II RP.

O Suwałkach, a raczej o stosunkach społecznonarodowościowych, panujących tu jakoby do 1939 roku, autor napisał (s. 8–9): „Handel, przemysł przetwórczy, zakłady produkcyjne – wszystko to było w rękach żydowskiej części społeczeństwa. To oni zatrudniali Polaków do najcięższych prac, płacąc im grosze. ( ...) Większość polskich rodzin mieszkała w suterenach, na poddaszach i strychach domów, które stanowiły własność Żydów. Czynszownicy żydowscy pobierali wysokie opłaty za korzystanie z mieszkań i piwnic przez Polaków”.

Nie jestem ekspertem w dziedzinie historii Suwałk, lecz na podstawie posiadanej wiedzy twierdzę, że jest to wypowiedź obarczona błędem, a jej forma tchnie „moczaryzmem” lub – jak kto woli – „gomułkowszczyzną”. Istniały przecież w Suwałkach sklepy i zakłady rzemieślnicze, które były w rękach polskich. Dużym pracodawcą było bez wątpienia Wojsko Polskie, nie wszyscy zaś Polacy mieszkali w suterenach i na strychach.

  

Rozdział II

  

Najobszerniejszy w książce rozdział, zatytułowany „Ogólny przebieg działań wojennych lat 1939–1945”, jak można się domyślać, miał przybliżyć czytelnikowi genezę partyzantki w Polsce i na Białostocczyźnie, przebieg walk oraz to, co działo się na Suwalszczyźnie po wkroczeniu Sowietów w 1944 roku. W zamyśle autora miał więc stanowić „merytoryczny podkład” dla rozdziału następnego, zawierającego relacje. Jego treść nie jest jednak zbieżna z tytułem. Nie przedstawia ani przebiegu działań wojennych podczas II wojny światowej, ani historii podziemia niepodległościowego. Nie ma ciągu logicznego. Jest raczej zlepkiem przypadkowo zebranych informacji. Jest jednocześnie zbyt długi i zbyt krótki. Zbyt długi do czytania, a zbyt krótki, by przypisać mu wartości poznawcze. Forma przekazu przypomina podręczniki do historii, wydawane nawet nie w PRL Gierka, a jeszcze wcześniejsze.

Autor kolejno opisuje: przyczyny wybuchu II wojny światowej; przyczyny porażki Polski w kampanii wrześniowej 1939 (za główną uznaje „wrogość rządu sanacyjnego wobec ZSRR”); powstanie podziemia niepodległościowego w Polsce (wskazując komunistów jako drugą siłę już w 1940 roku); dwie operacje antypartyzanckie „Sturmwind”, przeprowadzone przez Niemców na Lubelszczyźnie (według autora, przez brak współpracy z partyzantami radzieckimi i AL, AK poniosła klęskę); historię konfliktu ukraińsko-polskiego podczas II wojny światowej, a właściwie historię zbrodni Ukraińców (zastanawia mnie, czy nie jest to przedstawienie tylko części tematu; dlaczego w jednym szeregu z Ukraińcami autor stawia grupy „Werwolfu” i pośrednio AK; wreszcie, co ma to wszystko wspólnego z tematem książki?). Dalej, p. Wysocki pisze o Białostocczyźnie. Nie potrafi jednak ustrzec się kolejnych błędów i odejść od komunistycznej retoryki.

Nie wiem, czy przytoczone niżej zdania są efektem przemyśleń autora, czy przepisał je z jakiegoś dzieła wydanego w okresie „błędów i wypaczeń”. Tak czy inaczej, brzmią one jak referat wygłaszany z okazji którejś z rocznic powstania MO i UB/SB. „Po zakończeniu wojny, z jednej strony – uznany przez wszystkich uczciwych Polaków – Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej, a po drugiej, staczające się na pozycje pospolitego bandytyzmu – podziemie, społeczny margines, stawiający w swej brudnej grze na Mikołajczyka” (s. 20.); „We wrześniu 1945 roku bandyckie ugrupowanie [tu chyba mowa o V Wileńskiej Brygadzie AK pod dowództwem mjr. „Łupaszko” – przyp. B.R.] oraz formacje AK weszły do głębszej konspiracji i zaczęły działać pod szyldem Organizacji »Wolność i Niezawisłość« (WiN), za cel przyjmując walkę z władzą ludową. WiN, wzorem AK, utrzymywała ożywione kontakty z NZW i NSZ oraz mikołajczykowskim PSL” (s. 22.); „Podległe majorowi bandy, [autor mówi o mjr. Aleksandrze Rybniku, patrz przypis 11. – przyp. B.R.] działając w północnych rejonach województwa, dokonywały napadów terrorystycznych i rabunkowych, mordowały członków PPR, funkcjonariuszy UB i milicji, podpalały majątki państwowe i gospodarstwa chłopskie” (str. 22). „Szczególną aktywność wykazały oddziały zgrupowane wokół NSZ, a zwłaszcza »Sępa«, działającego w powiecie łomżyńskim, oraz »Burego« i »Rekina«, penetrując obszar całego niemal województwa, a nawet sąsiednich” (s. 22.).

Gwoli wyjaśnienia: choć de iure jedyną legalną władzą pozostawał rząd RP na uchodźctwie, to Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej uznawany był przez większość społeczeństwa, w tym tę wrogo nastawioną do komunistów. Działo się tak głównie dlatego, że jego wicepremierem i ministrem rolnictwa był Stanisław Mikołajczyk, w którym wielu Polaków widziało ratunek przed zawłaszczeniem kraju przez Sowietów i ich agenturę. Ze względu na pominięcie w składzie rządu przedstawicieli Stronnictwa Narodowego i Stronnictwa Pracy, nie popierali go członkowie i sympatycy NZW. Można też mówić o „ożywionych kontaktach” WiN i NZW, ale nie o kontekście współpracy, jak chciałby to widzieć Wysocki. Obie organizacje na Białostocczyźnie pozostawały raczej w stanie permanentnego konfliktu.

O majorze Zygmuncie Szendzielarzu nie będę pisał. Zakładam, że prawie każdy wie, kim był10. Powiem tylko, że ani on, ani Aleksander Rybnik11, Michał Bierzyński12 i inni niewymienieni z nazwisk dowódcy oddziałów podziemia niepodległościowego oraz ich żołnierze nie byli bandytami i nie można pozwalać, by ktokolwiek ich tak nazywał.

Kpt. Romuald Rajs, ps. „Bury” i ppor. Kazimierz Chmielowski, ps. „Rekin”, „Smutny” nigdy nie byli żołnierzami NSZ. Oni też (a w szczególności ,,Rekin”) nie zasłużyli na nazwanie ich bandytami, choć w przypadku ,,Burego”, odpowiedzialnego za zabójstwa ludności cywilnej (pacyfikacja wsi zamieszkałych przez Białorusinów i rozstrzelanie 28 furmanów w styczniu i lutym 1945 roku) twierdzenie takie jest po części usprawiedliwione. Nie oznacza to jednak, że Romuald Rajs był zbrodniarzem, noszącym dla usprawiedliwienia swoich bandyckich występków mundur wojskowy, ale żołnierzem, który dopuścił się zbrodni13.

Na stronie 23. p. Wysocki pisze: „Do pierwszych organizacji niepodległościowych na Pojezierzu Suwalsko-Augustowskim, które prowadziły walkę zbrojną zokupantem można zaliczyć: Tymczasową Radę Ziemi Suwalskiej, Legię Piłsudskiego, Legion Nadniemeński, Korpus Ziemi Suwalskiej, Odrodzenie Narodowe, Związek Walki Zbrojnej Obwodu Suwalskiego, Armię Krajową, Polski Związek Powstańczy, oddziały partyzantów radzieckich pod dowództwem mjr. Orłowa, Oddziały Zbrojne ze zrzutów Armii Czerwonej i inne ( ...). Niektóre oddziały Armii Krajowej brały aktywny udział w walce z hitlerowcami ( ...). Na uwagę zasługuje fakt, że dowódcy tych oddziałów wyłamywali się spod rozkazów wyższego dowództwa, które lansowało teorię »dwóch wrogów« i »stania z bronią u nogi«. Za usiłowanie podjęcia walki zbrojnej wyższe dowództwo AK likwidowało nawet dowódców oddziałów.

Np. latem 1944 roku na rozkaz inspektora AK »Zemsty« rozstrzelano dowódcę oddziału partyzanckiego AK na Suwalszczyźnie – Franciszka Gaworowskiego ps. »Leśny« (ze wsi Walne, pow. Augustów)”.

Już pierwsze zdanie zawiera poważne błędy rzeczowe i logiczne. Dalej jest jeszcze gorzej. O ile pierwszych pięć organizacji można uznać za pionierskie na Suwalszczyźnie, to następnych pięć już nie, gdyż ZWZ, PZP i AK kontynuowały dzieło podjęte przez pierwszych konspiratorów. Oddział Konstantego Cwietyńskiego, ps. „Orłow” (o czym autor sam pisze na s. 24.) pojawił się na terenie Augustowskiego Obwodu AK dopiero wiosną 1944 roku, a rozpoznawczo-dywersyjne grupy sowieckich spadochroniarzy (np. desant „Jasień”) dopiero bezpośrednio przed zbliżeniem się frontu. Po drugie, autor pominął, nie wiadomo czy celowo, czy przez niedopatrzenie lub brak wiedzy, działające już od 1939 roku organizacje takie jak Polska Organizacja Powstańcza, czy Polska Armia Wyzwolenia, walczące z Sowietami, głównie na terenie powiatu augustowskiego14. Po trzecie, walki zbrojnej TRZS, LP, LN, KZS, ON nie prowadziły, skupiając się raczej na budowaniu struktur konspiracyjnych, gromadzeniu broni i wyposażenia oraz prowadzeniu wywiadu15.

Dalsze zdania świadczą również o kłopotach p. Wysockiego ze zrozumieniem i opanowaniem, stanowiącego podstawę do prowadzenia jakichkolwiek badań, związku przyczynowo-skutkowego z logiką zdarzeń i historią. Jedynie wywód przeprowadzony na temat AK, mający udowodnić tezę, iż „obce klasowo dowództwo AK stojące z bronią u nogi i głoszące teorię dwóch wrogów, było kompletnie oderwane od jej proletariackich dołów, które chciały walczyć z hitlerowcami”, jest przeprowadzony dość zręcznie i poparty przykładem. Tyle tylko, że jest to zręczna manipulacja. „Leśny” został rozstrzelany z rozkazu suwalskiego inspektora AK mjr. Franciszka Szabuni, ps. „Andrzej”, „Lechita”, „Tur”, „Zemsta” za złamanie rozkazu – samowolne opuszczenie, wraz z oddziałem, którym dowodził, rejonu koncentracji sił Obwodu przed akcją „Burza” („Leśny” pospieszył na ratunek rodzinnej wiosce pacyfikowanej przez Niemców). Można dywagować, czy kara nie była zbyt surowa i czy ze względu na wcześniejsze zasługi tego dzielnego partyzanta nie można było odłożyć rozpatrzenia sprawy przez sąd polowy np. do czasu zakończenia akcji. Jednak trzeba zauważyć, że czyn, którego dopuścił się „Leśny”, w warunkach bojowych mógł spowodować poważne konsekwencje zarówno militarne, jak i dyscyplinarne i byłby karany w każdej armii świata. Nawet gdyby przyjąć tezę, że „Leśny” zginął, bo jego dowódca nie chciał walczyć z Niemcami, to był to jedyny przypadek. Dlaczego więc p. Wysocki używa liczby mnogiej, sugerując mnogość tego typu zdarzeń i nie podając innych przykładów?

Analizując sądy głoszone przez autora można dojść do wniosku, że normą było unikanie przez oddziały AK walki z Niemcami. Oczywiście, p. Wysocki ma prawo do takich opinii, jednak jeżeli je upublicznia, powinien poprzeć przykładami. Nie czyni tego, bo – jak sądzę – zwyczajnie ich nie zna. Powinien więc mieć świadomość, że i z tego powodu jego pracę postrzegać należy jako paszkwil na AK. Przypomnieć można tylko, że w następstwie coraz aktywniejszych wystąpień zbrojnych Kedywu oraz oddziałów partyzanckich AK, m.in. działań w obwodzie augustowskim, 21 czerwca 1943 roku teren Bezirk Bialystok został uznany przez okupacyjne władze niemieckie za obszar walki z bandami – Bandenkampfgebiet16.

Co do teorii „dwóch wrogów” Polski, namawiam p. Wysockiego do zapoznania się z faktami dotyczącymi działań Armii Czerwonej i sowieckiego aparatu bezpieczeństwa na okupowanych terenach Polski po 17 września 1939 roku oraz w latach 1944–1945. Dla ułatwienia zadania podpowiem kilka przykładów:

 Co stało się z ok. 170 tysiącami polskich żołnierzy i policjantów wziętych do niewoli przez Sowietów w trakcie kampanii wrześniowej 1939 roku? Z moich informacji wynika, iż do Armii Andersa trafiło ok. 75 tysięcy z nich, a do Armii Berlinga ok. 12 tysięcy.

 Co działo się do czerwca 1941 roku z polską ludnością na terenach zajętych we wrześniu 1939 roku przez Sowietów? Czy termin „deportacje” coś Panu mówi?

 Co stało się z polskimi więźniami NKWD, przebywającymi w więzieniach we Lwowie, Mińsku, Równem, Charkowie, Smoleńsku czy mniejszych lokalnych aresztach (np. w Za- rządzie Wodnym w Augustowie) w czerwcu 1941 roku?

 Co stało się z żołnierzami AK, biorącymi udział w akcji „Burza” i walkach we Lwowie, Wilnie czy na Lubelszczyźnie? Co spotkało żołnierzy 41. pułku piechoty AK dowodzonymi przez rtm. Kazimierza Ptaszyńskiego, ps. „Zaremba”, którzy 6 sierpnia 1944 przeszli linię frontu w okolicach wsi Sarnetki?

 Kto zorganizował i przeprowadził w lipcu 1944 roku „obławę augustowską” oraz wcześniejsze i późniejsze zabójstwa, aresztowania i deportacje żołnierzy augustowskiego i suwalskiego Obwodu AK i ich rodzin?

Pozwalam sobie także polecić p. Wysockiemu (a może i jego opiekunowi naukowemu) kilka pozycji książkowych, które warto przeczytać: Jan Erdman, Droga do Ostrej Bramy; Zygmunt Boradyn, Niemen – rzeka niezgody; Janusz Piekałkiewicz, Polski wrzesień – Hitler i Stalin rozdzierają Rzeczpospolitą; Michał Gnatowski, Niepokorna Białostocczyzna”; Wiktor Cygan, Kresy we krwi; Tomasz Strzembosz, Antysowiecka partyzantka i konspiracja nad Biebrzą X.1939 – VI.1941; prace zbiorowe: Zachodnia Białoruś – 17.IX.1939 – 22.VI.1941 – Wydarzenia i losy ludzkie oraz Deportacje Polaków z północnowschodnich ziem II Rzeczypospolitej 1940–1941. Czytajcie, czytajcie drodzy panowie, zanim przyjdzie wam do głowy, by coś jeszcze na ten temat napisać.

Aby zakończyć kwestię, pozwolę sobie jeszcze przytoczyć fragmenty dwóch sowieckich dokumentów z epoki: Tajnego okólnika KC KPbB, o stosunku do polskiego podziemia niepodległościowego oraz rozkaz bojowy komendanta partyzanckiej Brygady im. Stalina.

„( ...) Zadania pracy politycznej.

Podziemne ośrodki partyjne, oddziały partyzanckie, organizując walkę ludu i stając na jej czele, powinni opierać ją na tej podstawie, że zachodnie obwody Białorusi Radzieckiej są integralną częścią Białoruskiego Radzieckiego Państwa Socjalistycznego, są integralną częścią Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich

( ...) Zadania organizacyjne.

Utworzyć we wszystkich rejonach oddziały partyzanckie z ludności miejscowej. ( ...)

Wprowadzić wszędzie podziemne rejonowe komitety partii do przeprowadzenia pracy politycznej poprzez organizowanie i kierowanie ruchem wśród mas. ( ...)

Podziemne organizacje partyjne i oddziały partyzanckie powinny przedsięwziąć wszystkie środki, aby koniecznie przeniknąć do wszystkich miast w zachodnich obwodach i szeroko rozwinąć tam pracę dywersyjną i szpiegowską.

W rejonach, gdzie są już utworzone przez polskie kręgi reakcyjne oddziały nacjonalistyczne, trzeba je, po pierwsze, konsekwentnie wypierać przez tworzone przez nas oddziały i grupy partyzanckie, i po drugie, podejmować środki w celu wprowadzania do nich naszych agentów, rozpoznawania kontaktów, zadań organizacji, sposobów działania, identyfikować rzeczywistych przedstawicieli polskich nacjonalistów lub niemieckiego wywiadu.

( ...) W okręgach, gdzie mamy pełną kontrolę naszych oddziałów partyzanckich i ośrodków podziemnych nad działaniem grup nacjonalistów kół polskiej reakcji, nie dopuszczać do działania tych grup. Kierownictwo grup skrycie usuwać. Oddziały bądź rozwiązywać i bazę uzbrojenia zabrać lub, jeżeli rysuje się szansa, to oddziały brać pod swoje kierownictwo, wykorzystać je kierując do walki z Niemcami, odpowiednim sposobem dokonując dyslokacji i rozdrobnienia, pozbawiać je znaczenia jako samodzielnych jednostek bojowych, przekazywać ich do innych dużych oddziałów oraz przeprowadzać odpowiednią ukrytą czystkę z elementów wrogich”17.

„( ...) W dniu 1 grudnia 1943 r. ogłosić punktualnie o godz. 7-ej rano, by we wszystkich zajętych punktach rejonów przystąpić do osobistego rozbrajania wszystkich polskich legionistów (partyzantów). Odebraną broń i dokumenty zarejestrować, a zespół legionistów razem z odebraną bronią dostarczyć do polskiego obozu Miłaszewskiego w rejonie Niestorowicze, Iwienickiego rejonu. W razie oporu w czasie rozbrajania ze strony legionistów (partyzantów), rozstrzeliwać na miejscu. ( ...)”18.

Kolejny błąd merytoryczny dotyczy mjr. Konstantego Cwietyńskiego, ps. „Orłow”, o którym na s. 25–26 autor pisze: „Po wyzwoleniu Pojezierza Suwalsko-Augustowskiego przez Armię Radziecką, »Orłow« został oddelegowany do pełnienia służby w Wojsku Polskim. 22 grudnia 1945 roku dowodzona przez »Orłowa« grupa operacyjna, działająca w pow. łomżyńskim, stoczyła bitwę z bandą NSZ pod dowództwem »Sępa«. W bitwie tej żołnierze KBW ujęli 11 bandytów, ale odniesiony sukces »Orłow« przypłacił życiem”. W książce Stefana Buczyńskiego Suwalszczyzna 1939–1944 (wymienionej przez autora w wykazie źródeł), zamieszczone jest zdjęcie przedstawiające „Orłowa” w podeszłym wieku. Z relacji składanych przez świadków zdarzeń wynika natomiast, iż jeszcze w latach siedemdziesiątych, Konstanty Cwietyński odwiedzał Polskę. Jak się wydaje, p. Wysocki pomylił więc Cwietyńskiego, z por. KBW Janem Orłowem, który poległ 22 grudnia 1945 roku w okolicach wsi Wyrzyki, gm. Piątnica, pow. Łomża.

Na s. 26. p. Wysocki pisze o wypadkach, które miały mieć miejsce na Suwalszczyźnie po jej zajęciu przez Sowietów:

„grupy bandyckie dokonały między innymi:

( ...)

 napadu na mieszkanie prywatne milicjanta Piotra Galimajtysa zam. Sejny, a gdy ten zbiegł przez otwarte okno, zabito jego żonę ( ...)

 zatrzymania komendanta komisariatu w Sejnach Witolda Łabanowskiego, przewieziono go do lasu w rejonie Gib, grożono śmiercią, wymuszając na nim współpracę

– zabójstwa sekretarza POP Polskiej Partii Robotniczej w Sejnach – Kalwajtysa ( ...)

– zabójstwa sekretarza POP w Gibach o nazwisku Jaworowski ( ...)

– zabójstwa doradcy dowódcy wojska radzieckiego w rejonie wsi Remieńkiń

 zabójstwa trzech osób w Białogórach: ojca, jego córki i jej narzeczonego, ojciec prawdopodobnie był na kontrakcie Urzędu Bezpieczeństwa”.

W rzeczywistości było trochę inaczej. W dniu 5 grudnia 1945 roku, liczący 15 żołnierzy (plus kilka osób z siatki terenowej) patrol Bolesława Rogalewskiego, ps. „Sosenka” z oddziału Aleksandra Kowalewskiego, ps. „Bęben”, „Rejtan” opanował Sejny. Miasteczko zostało zajęte wieczorem, praktycznie bez wystrzału. Partyzanci opanowali posterunek MO, spółdzielnię, magistrat, a także miejscowy komitet PPR, w którym odbywało się właśnie zebranie aktywu. Na posterunku MO urządzono punkt zborny dla zatrzymanych (brak dokładnych danych o ilości doprowadzonych osób), którym w większości wymierzano karę chłosty. Na miejscu, we własnym mieszkaniu, zastrzelono funkcjonariusza MO Konstantego Puzynowskiego. Wyrok był odwetem za zastrzelenie przez Puzynowskiego członka oddziału, Stanisława Rogalewskiego, ps. „Skowronek”. Puzynowski zastrzelił go 8 sierpnia 1945 roku, podczas snu ofiary w stodole gospodarza Jana Świsłowskiego we wsi Aleksiejówka, gm. Giby, pow. Suwałki (bez podjęcia próby aresztowania czy choćby wylegitymowania). Z zebrania PPR, na którym było około 25 członków, zabrano tylko dwóch: Waleriana Jaworowskiego, sekretarza gminnego komitetu PPR w Suwałkach i Stanisława Łabanowskiego (nie był milicjantem i nie współpracował po tych wydarzeniach z partyzantami). Łabanowski zdołał ocalić życie, obiecując zaprzestanie działalności na rzecz organów bezpieczeństwa. Jaworowskiego rozstrzelano w lesie w okolicach Gib.

Rok później, 2 grudnia 1946 roku ten sam patrol (w mniejszym składzie) ponownie wszedł do Sejn. Tym razem celem akcji była likwidacja: milicjanta Piotra Matwiejczyka (nie Galimajtysa) oraz Feliksa Kalwejta (nie Kalwajtysa – choć tak mogłoby brzmieć jego nazwisko w języku litewskim), sekretarza komitetu miejskiego PPR, przewodniczącego obwodowej komisji wyborczej, którego rok wcześniej partyzanci nie odnaleźli i nie zdołali zatrzymać. Przy próbie likwidacji Matwiejczyka przypadkowo zginęła jego żona Gabriela, która starając się zasłonić męża, znalazła się na linii strzałów. Nie było tak, jak sugeruje p. Wysocki, że Gabriela Matwiejczyk została zastrzelona przez partyzantów niejako w zastępstwie męża lub z zemsty za jego ucieczkę.

Sowiecki doradca (czyli w praktyce jego szef) PUBP Suwałki (nie dowództwa wojsk sowieckich) kpt. Iwan Połtorackij, wraz z towarzyszącym mu Wiktorem Juszkiewiczem, funkcjonariuszem PUBP Suwałki, poległ 26 kwietnia 1945 roku w miejscowości Ryżówka, gm. Krasnopol, pow. Suwałki, w walce z dwoma partyzantami AKO (jednym z nich był Stanisław Bednarski, ps. „Bury”, „Sędzia” – łącznik i adiutant komendanta Obwodu kpt. Mieczysława Ostrowskiego, ps. „Kropidło”). Przy zabitym sowietniku partyzanci znaleźli spis konfidentów zamieszkałych w gm. Berżniki, Giby, Huta, Jeleniewo, Krasnopol, Kuków oraz w Sejnach, a także wykaz osób, które miały zostać aresztowane. Wiadomości zawarte w tych dokumentach, w późniejszym czasie, stanowiły podstawę do prowadzonych likwidacji i innych akcji wymierzonych we współpracowników UB19.

O osobach zabitych – według p. Wysockiego – w Białogórach, niestety, nie potrafię nic powiedzieć, gdyż w żaden sposób nie mogę dopasować miejsca i liczby ofiar, do danych, którymi dysponuję, a autor nie podał żadnego nazwiska, nawet w zmienionej formie. Zastanawia jednak, co miał na myśli pisząc, iż ojciec był na kontrakcie UB.

Czy chodziło o kontrakt na usługi szewskie, krawieckie lub dostawę zboża, czy raczej o sprzedawanie informacji, a ów człowiek był „na kontakcie operacyjnym”, jak nazywano współpracę. W takiej sytuacji nie dziwi fakt likwidacji.

  

  

Rozdział III

  

To 20 zbeletryzowanych relacji, a właściwie miniopowiadań. Cztery z nich: Czas, w którym zabijano; Lata zapomnienia – godziny prawdy; Maki na powojennych ruinach; Zapach krematorium, nie dotyczą tematu książki. Pozostałe, jak najbardziej. Mogłyby być też cennym materiałem źródłowym dla badaczy historii Suwalszczyzny i Pojezierza Augustowskiego. Mogłyby, ale nie są, gdyż nie wiadomo, co tak naprawdę powiedziała osoba składająca relację, a co pochodzi od p. Wysockiego. Nie wiadomo też, czy występujące w nich nazwiska lub inicjały osób są prawdziwe. To znacznie utrudnia weryfikację podawanych informacji. Nie wiem, czym kierował się autor, wybierając taką formę prezentowania relacji oraz jak dobierał rozmówców. Być może, beletryzacja służyć ma uczynieniu suchych relacji przystępniejszymi dla potencjalnego czytelnika, może być jednak również manipulacją, zmierzającą do naciągnięcia faktów do tez głoszonych przez autora. Na dobór relantów wpływ może mieć też przeszłość zawodowa p. Wysockiego. Wiele osób, z którymi prowadziłem wywiady na temat konspiracji, nigdy nie zgodziłoby się na rozmowę z byłym funkcjonariuszem milicji.

Nie zamierzam polemizować z rozmówcami p. Wysockiego, zwłaszcza z tymi, którzy stracili z rąk partyzantów swoich bliskich, gdyż mam świadomość, że wydarzenia, których byli świadkami (o ile nie podkoloryzował ich p. Wysocki), tak właśnie zapisały się w ich pamięci. Ból pozostanie bólem, a ich punkt widzenia raczej się nie zmieni. Spróbuję przedstawić natomiast fakty, które mogły mieć poważne znaczenie dla takiego, a nie innego przebiegu zdarzeń. Zrobię to tylko w tych fragmentach, co do których mam pewne, poparte źródłowo informacje.

Relacja Mieczysława Jurkuna: Ciężko żyć – łatwo zginąć (s. 29–33).

Mieczysław Jurkun, podobnie jak jego ojciec Leon i bracia Czesław oraz Stanisław (zatrzymani i skazani w 1950 roku, odpowiednio na 5 lat, 3 lata i 6 lat więzienia), był współpracownikiem WiN. Pełnił funkcję łącznika dowódcy oddziału partyzanckiego st. sierż. Aleksandra Kowalewskiego, ps. „Bęben”, „Rejtan” (tego, o którym na s. 59 p. Wysocki pisze „bandyta z Macharc”), a następnie grupy Jana Sadowskiego i Piotra Burdyna, działającej między innymi na Suwalszczyźnie w latach 1949–1952. Jesienią lub zimą 1950 roku, po aresztowaniu braci i ojca, został zmuszony do podpisania zobowiązania do współpracy jako informator PUBP Suwałki (pseudonim operacyjny „Ślimak”). O powyższym poinformował partyzantów, zaś bezpiece udzielał mylnych informacji. Od sierpnia 1951 roku ukrywał Waleriana Maciukiewicza – innego informatora (ps. operacyjny „Rybak”), który podobnie jak on został zwerbowany pod przymusem i przekazywał ubowcom nieprawdziwe dane. Z tego też powodu był poszukiwany. Nosił się z zamiarem przystąpienia do partyzantów. Został aresztowany 7 października 1952 roku (a nie jak pisze p. Wysocki w 1949 roku) i skazany na 5 lat pozbawienia wolności20.

Relacja Edwarda Oraczewskiego: Za kogo zginęli – za co walczyli? (s. 53–64) i relacja Czesława Ostałowskiego: Bohaterzy i Oprawcy (s. 64–68).

Obie relacje dotyczą tych samych osób, miejsc i zdarzeń. Ze względu na to, iż zawierają ciekawe dla historyków informacje o kulisach lipcowej obławy (relacjonujący podają między innymi znane im miejsca kaźni i pochówków ofiar), powinny zostać pogłębione i dokładnie sprawdzone. Historia Józefa Ostapowskiego jest dla mnie szczególnie zajmująca, ponieważ ani w źródłach pisanych, ani w relacjach, nie natknąłem się dotychczas na żadną wzmiankę o tym człowieku i wydarzeniach z jego udziałem.

Należy jednakże dokonać kilku sprostowań. Według dokumentów, 24 czerwca 1945 roku podczas odpustu w Karolinie, grupa ok. 20 partyzantów z oddziału Józefa Sulżyńskiego, ps. „Brzoza”, „Pocztowiec” zarekwirowała 12 rowerów i pobiła jednego niewymienionego z nazwiska człowieka (prawdopodobnie chodzi o Józefa Ostapowskiego)21. Z relacji Czesława Dzimitrowicza, ps. „Lech”, „Wrona”22, uczestnika tego zdarzenia wynika, iż partyzanci otrzymali rozkaz zarekwirowania 12 rowerów na potrzeby oddziału i tyleż zabrali. Nie był więc to napad bandycki, bo rowerów przed kościołem było znacznie więcej, a poza tym nie zabrano nikomu nic innego. Nie można więc mówić o rabunku, a raczej o przeprowadzonej, być może w sposób brutalny, rekwizycji na potrzeby partyzantki.

Występujący w relacjach Wincenty Grochowski ze wsi Jeziorki, gm. Giby, który według nich został zabity niewinnie, nazywał się Wincenty Rosowski i został zastrzelony 13 listopada 1946 roku przez partyzantów z oddziału Aleksandra Kowalewskiego, ps. „Bęben”, „Rejtan” jako podejrzany o współpracę z PUBP w Suwałkach.

Czesław Gopczyński faktycznie nazywał się Gobczyński. Został zabity 26 lutego 1946 roku w miejscowości Barany, pow. Olecko, prawdopodobnie przez żołnierzy z patrolu dyspozycyjnego komendanta suwalsko-augustowskiego Obwodu WiN pod dowództwem Wacława Górskiego, ps. „Oko”, „Majster”. Jeżeli tak było, to jego przewinienia musiały być dużo bardziej poważne niż strzelanie w powietrze na weselu.

Jan Ułanowicz ze wsi Pogorzelec, jako podejrzany o współpracę z PUBP w Suwałkach, został uprowadzony ze swojego domu 2 grudnia 1945 roku, przez partyzantów z oddziału Aleksandra Kowalewskiego, ps. „Bęben”, „Rejtan”. Jego zwłoki zostały znalezione 24 maja 1946 roku w lesie, nie zaś w rzece.

W dostępnych źródłach brakuje jednoznacznej informacji o współpracy wyżej wymienionych z PUBP Suwałki, dlatego nie można wykluczyć, iż padli ofiarą np. prywatnych porachunków. Mając jednak na uwadze to, że „Bęben” dysponował informatorami i w milicji, i w PUBP w Suwałkach oraz że podlegał kontroli ze strony dowództwa Obwodu (na wykonanie wyroku lub dokonanie rekwizycji musiał otrzymać zgodę lub działanie takie musiało zostać zatwierdzone post factum przez jego przełożonych), wreszcie miał świadomość, że partyzantka bez poparcia miejscowej ludności nie ma racji bytu, wydaje się, że nie mógł pozwolić sobie na bezpodstawne i samowolne mordowanie ludzi.

Relacja Zygmunta Mackiewicza: Prawdy nie można ominąć, od zbrodni nie można uciec (s. 87–91).

W tej relacji pojawia się między innymi postać Stanisława Wnukowskiego, ps. „Wariat”, „Wicher”23. Na stronie 89. wymieniony z imienia i nazwiska jako dowódca oddziału AK, a na stronach 90–91 jako „bandyta ze wsi Poddubówek”, który – według autora – w obawie przed dekonspiracją zamordował Henryka Mereckiego (okupacyjny pseudonim „Kluska”) i jego ojca Albina, a następnie uciekł na Śląsk, gdzie zginął pod kołami pociągu.

Rzeczywiście, Wnukowski dowodził patrolem AKO, który 30 czerwca 1945 roku przeprowadził w folwarku Woleninowo (obecnie w obrębie Niemcowizny), gm. Kuków, pow. Suwałki, akcję likwidacji Albina i Henryka Mereckich. W znanych mi źródłach brak jest informacji o mającym nastąpić objęciu urzędu szefa PUBP w Suwałkach przez Henryka Mereckiego oraz urzędu wójta gminy Kuków przez jego ojca. Takiej możliwości nie można jednak wykluczyć, choćby ze względu na zaufanie, którym Merecki cieszył się u decydujących o obsadzie personalnej PUBP Sowietów. Merecki, dobrze znający struktury podziemia, a w 1945 roku występujący jako lejtnant Armii Czerwonej, stanowił poważne zagrożenie dla organizacji. Mimo wielu sygnałów od żołnierzy i ludności cywilnej mówiących o dużej aktywności „Kluski”, który zbierał informacje na temat partyzantów i ich zamierzeń na przyszłość oraz podejrzeń o wydanie Sowietom punktu kontaktowego i nasłuchowego w Suwałkach, prowadzonego przez siostry Dzienisiewicz, mając na uwadze zasługi Mereckiego z czasów okupacji niemieckiej, dowództwo Obwodu zdecydowało pozostawić Wnukowskiemu kwestię oceny jego postępowania. Ten, po przeszło dwugodzinnej rozmowie z „Kluską” i jego ojcem musiał stwierdzić, że Mereccy zdecydowali się stanąć po stronie wroga i dlatego dokonał ich likwidacji.

Relacja nieznanego autora: Oni zginęli za Ciebie (s. 91–94).

Relacja dotyczy Melanii Czokajło. Według niej, dziewczyna, współpracowniczka partyzantów z czasów okupacji niemieckiej, została brutalnie zgwałcona i zamordowana, gdyż padło na nią bezpodstawne podejrzenie, iż zgodziła się na współpracę z Sowietami, uczestniczącymi w pacyfikacjach w ramach lipcowej obławy 1945 roku.

Melania Czokajło faktycznie była związana z podziemiem niepodległościowym (w okresie okupacji pełniła między innymi funkcję łącznika oddziału partyzanckiego Witolda Pileckiego, ps. „Żwirko”) i dlatego stała się szczególnie cenną współpracownicą Sowietów. Nie można jednoznacznie stwierdzić, czy kolaborowała z własnej woli, czy została do tego zmuszona. Faktem jest, iż sporządzała dla Sowietów listy osób związanych z AK (niektóre źródła podają, iż umieszczała tam celowo nazwiska osób niezwiązanych z konspiracją, licząc na to, że po śledztwie zostaną zwolnione przez Sowietów) i pokazywała się z nimi (Sowietami) publicznie.

4 października 1945 roku czteroosobowy patrol pod dowództwem Stanisława Wiszniewskiego (Wiśniewskiego), ps. „Zagłoba” z oddziału st. sierż. Aleksandra Kowalewskiego, ps. „Bęben”, „Rejtan”, udał się do Białogór, do domu Władysława, ojca Melanii. Dziewczyna została odprowadzona ok. 500 metrów w las i tam zastrzelona. Ojca Melanii pobito i zabrano mu zapasy żywności, trzy wieprze, odzież, wóz z dwoma końmi oraz doszczętnie zdemolowano mieszkanie24. Taki przebieg zdarzenia ustaliłem na podstawie dokumentów wytworzonych przez funkcjonariuszy MO i PUBP Suwałki. Różni się on znacznie od tego, co opisuje p. Wysocki. Nie zgadza się data, liczba partyzantów, ilość skonfiskowanych świń, miejsce śmierci Melanii, fakt dokonania na niej gwałtu zbiorowego, pobicia jej młodszej siostry. Według p. Wysokiego, partyzantów miało być co najmniej siedmiu, uzbrojonych między innymi w angielską broń automatyczną, mieli zabrać czternaście świń, zabić Melanię w przydomowym ogrodzie, po dokonaniu na niej gwałtu zbiorowego na podwórzu, pobić młodszą Czokajłównę Leokadię tak, że miała złamaną rękę. Nie można całkowicie wykluczyć takiego przebiegu wydarzeń. Składając zeznania, Władysław Czokajło, kierując się wstydem, mógł przemilczeć sprawę dokonanego na Melanii gwałtu. Niezrozumiałe jest jednak, dlaczego zataił fakt ciężkiego pobicia młodszej córki oraz zaniżył liczbę zrabowanego inwentarza (zazwyczaj poszkodowani zawyżali listę strat i liczbę atakujących partyzantów). Wydaje się więc, że albo relacjonujący minęli się z prawdą, albo uczynił to po raz kolejny autor. Wskazywać może na to zapis o angielskiej broni automatycznej (na Suwalszczyźnie praktycznie niespotykanej), charakterystyczny dla źródeł, na których się opierał (słynne w „utrwalaczowskiej” literaturze „poakowskie steny”).

  

Podsumowanie

  

Książki p. Wysockiego nie kupiłem i nie kupię. Fragmenty jej poznałem, bodajże jesienią 2004 roku, kiedy przysłali mi je koledzy z Białegostoku, szykując zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez jej autora (z tego, co się orientuję Prokurator Rejonowy z Suwałk odmówił wszczęcia postępowania uzasadniając decyzję tym, iż książka jest po części kompilacją różnych, wcześniej wydanych pozycji, pochodzących co prawda z PRL, ale nie zakazanych; po wtóre, powstała na podstawie relacji ludzi, którzy potwierdzili to, co powiedzieli p. Wysockiemu; po trzecie, autor zapewnił, że swoją publikacją nie chciał nikogo urazić). Teraz musiałem przeczytać ją całą i zastanawiam się, czy nie byłoby wskazane, by prokurator zrobił to samo raz jeszcze25.

  

Bartłomiej Rychlewski

  

  

  


  

do spisu treści

następny artykuł